Janusz Wasilewski- bez adrenaliny to nie życie!

Janusz Wasilewski, rocznik 1974, kierowca rajdowy. Pasjonat sportów motorowych. Adrenalina jest mu potrzeba jak powietrze. Oktany i moc to coś, co lubi w życiu najbardziej. W życiu prywatnym otwarty , sympatyczny i wesoły człowiek.
Szczęśliwy w małżeństwie, ma 17-letnią córkę, oraz psa rasy shi tzu , co jak sam mówi, wiele osób mocno zaskakuje.
Marek Gut: Zanim zaczął Pan jeździć samochodami rajdowymi to przygodę z adrenaliną ,mocą i oktanami rozpoczął Pan od jazdy w motocrossie. Dlaczego nastąpiła zmiana?
Janusz Wasilewski: To prawda, pierwsze kroki stawiałem w motocrossie. Zmiana nastąpiła dlatego, że po kilku startach w Mistrzostwach Polski złamałem prawą rękę na tyle poważnie, że początkowo lekarze chcieli mi dłoń amputować. Na szczęście udało się temu zapobiec, ale dłoń i nadgarstek już nie wróciły do 100% sprawności, co tak naprawdę wyeliminowało mnie z tego sportu.
M.G.: Ale ciągnie wilka do lasu. Zdecydował się Pan jednak na samochody rajdowe. Jak to się zaczęło?
J.W.: W 2000 roku wystartowałem w pucharze wyścigów górskich II ligi , gdzie zdobywałem licencję rajdową i parę fajnych pucharów!!!
M.G.: Pamięta Pan swój pierwszy rajd?
J.W.: Oczywiście. Tego się nie zapomina. To był 2001 rok, Rajd Wielkiej Sowy. Pojechałem kompletnie nieprzygotowany. Aby przejść badania techniczne pomagali mi zawodnicy m.in Kornel Lenartowicz, a pierwszy mój opis i zapoznanie z trasą robiłem z ojcem Wojtka Żuka- ówczesnego pilota Radka Typy, ponieważ kompletnie nie miałem pojęcia jak to się robi.
To wydarzenie przede wszystkim utkwiło mi w pamięci ponieważ, po raz pierwszy w życiu ścigałem się na poważnie z czołowymi zawodnikami RSMP, gdzie udało mi się odnieść swój pierwszy sukces, 3 miejsce w rajdzie w klasyfikacji RSPP, a na ostatnim odcinku wykręciłem 4-ty czas w klasyfikacji generalnej tuż za Leszkiem Kuzajem i Tomkiem Kucharem. Wszystko powyższe stało się dla mnie wielkim motywatorem do dalszego ścigania.
J.W.: Potem uczestniczyłem przez dwa kolejne lata w RSPP, gdzie wystartowałem w niemalże wszystkich eliminacjach, kończąc rajdy na podium.
Wyjątek stanowi jedynie Rajd Rzeszowski, na którym to prowadziliśmy od pierwszego odcinka, lecz nie trwało to długo, bo już na 3 OSie wylądowaliśmy w rowie, urywając przednie koła. Czas ten był dla mnie okresem wielu doświadczeń, przygód i wyzwań, gdzie dzięki temu w rezultacie zdobyłem Licencję Międzynarodową.
W latach 2002-2004 jeździłem w serii rajdów Renault Clio Sport, gdzie niestety nie wspominam dobrze aut francuskich, gdyż na 11 rozpoczętych rajdów ukończyłem tylko 1 (za każdym razem miałem awarie techniczne). W latach 2005-2007 zmieniłem auto na Fiata Stilo Abart, którym jeździłem w Górskich Samochodowych Mistrzostwach Polski oraz w rajdowych samochodowych Mistrzostwach Polski.
W 2008 brałem udział w GSMP w Sopocie i zająłem II miejsce. A w Siennej zdobyłem III miejsce. Niestety nie udało mi się pozyskać wsparcia finansowego ,aby dalej uczestniczyć w kolejnych etapach Mistrzostw Polski.
M.G.:Jakich rad by Pan udzielił dla młodych ludzi, którzy chcieliby jeździć jako kierowcy rajdowi?
J.W.: Brać czynny udział w sportach motorowy i sprawdzać swoje predyspozycje we wszystkich organizowanych imprezach. W dobie wszechobecnej motoryzacji, gdzie samochody, motocykle i inne pojazdy są bardzo powszechnym środkiem komunikacji, sport motorowy nie tylko kształci młodych zawodników, ale wzbudza ich daleko idące zainteresowanie nowoczesnymi technologiami, techniką jazdy, a ponadto uczy bezpiecznych nawyków i kształtuje cywilizacyjną osobowość człowieka.
M.G.: Poza sportami motoryzacyjnymi drugą Pana pasją jest muzyka. Śpiewa Pan czy gra na jakimś instrumencie?
J.W.: Pasją moją jest gra na perkusji. I muszę powiedzieć ,że naprawdę dobrze mi idzie :-).
M.G.: A jakie ma Pan plany na przyszłość?
J.W.: Powiedz Panu Bogu o planach, to Cię wyśmieje, a tak poważnie chciałbym powrócić na Os-y i uczestniczyć w jak największej ilości prestiżowych rajdów, zdobywaniu kolejnych punktów, a tym samym uwiarygodnienie swoich umiejętności, nie tylko w oczach konkurencji i kibiców, ale głównie sponsorów, baz których rajdy są raczej w sferze marzeń. Amen.
M.G.: Trochę smutne zakończenie, ale niestety prawdziwe. Dziękuję za rozmowę i życzę spełnienia marzeń motoryzacyjnych!
Od autora:
Niestety, sporty motorowe to kosztowne zajęcie. Bez odpowiednich sponsorów nawet najlepsi i uzdolnieni kierowcy nie wybiją się i nie będą startować w rajdach. Mam nadzieję, że zmieni się to na Pomorzu i będziemy mogli oglądać jazdy takich kierowców jak Janusz Wasilewski , kibicować im i cieszyć się z ich wygranych.
A tak jeździ Janusz Wasilewski :
Właściwie to Robert Kubica jest nasladowcą Janusza Wasilewskiego. Też trafił na rajdowe trasy, bo po wypadku nie wróciła mu pełna sprawność reki – co wyklucza go z wczesniej uprawianego sportu, czyli wyscigów Formuły 1.
Mam nadzieję, że to nie jest jakis obowiazek w sportach motorowych…. To łamanie nadgarstków znaczy 😉
zazwyczaj jest tak, że bez pieniędzy nie można w pełni realizaować swoich marzeń, ale bez uporu i samozaparcia nic się nie zdziała, trzymam kciuki za wszystkich, którzy do tego dążą bez względu na wszystko 🙂 🙂 🙂