Andrzej Mielczarek-symbol pasji i prawdziwego dziennikarstwa. Część II

Andrzej Mielczarek-symbol pasji  i prawdziwego dziennikarstwa. Część II

 

Witamy ponownie. Dzisiaj zapraszamy na drugą część wywiadu  z redaktorem Andrzejem Mielczarkiem ,  równie ciekawą jak poprzednia, ale tym razem skupimy się nie na motorsportach a na…. okolicach.

Anna Gut. Poza pasją motorową ,o której już rozmawialiśmy ,bliska jest Panu ochrona środowiska. „NATURA 2000”, „Era wodnika”, „Tryptyk Żuławski”, „Pomorskie dziedzictwo” to niektóre Pana produkcje. Jeśli chodzi o Polskę to już jest spory progres w tej dziedzinie, ale nadal to nie wystarczy….

Andrzej Mielczarek: Piękną mamy przyrodę na Pomorzu. Musimy o nią dbać i ją chronić. Ostatnio z kolegą dokumentalistą podwodnym Jarkiem Samselem robimy filmy spod tafli jezior i rzek. Tego świata podwodnych roślin i zwierząt  prawie nikt nie ogląda, a podlega on coraz większej degradacji w wyniku wieloletnich działań człowieka (czyli antropopresji). Co prawda za unijne pieniądze buduje się na Kaszubach kilometry kanalizacji, ale wiele dziurawych szamb nad brzegiem nadal stanowi zagrożenie dla ekosystemu. Rolnictwo też dokłada swoje… 


Ropucha_szara_


A.G. Tak, smutne ,ale prawdziwe.  Jeszcze niedawno  była popularna tzw. gospodarka rabunkowa, bez pomyślunku skąd weźmie się kolejne ryby. Jednak to się od kilku lat zmienia. Zarybiają  właściciele jezior, bo albo to rybackie przedsiębiorstwa, albo właściciele pensjonatów, do których przyjeżdżają wędkarze.

A.M. Świadomość potrzeby zarybiania jest dość powszechna, często brakuje pieniędzy na większy „wolumen” działalności właściciela jeziora. Czyli sytuacja się zmieniła w ciągu 5-6 lat. Jest za to nowy problem – zmiana składu ichtiofauny, bo zarybiamy tymi gatunkami, które są atrakcyjne dla wędkarzy… Nas z Jarkiem interesuje także los roślin podwodnych, lecz o tym to już w ogóle się nie mówi poza naukowymi opracowaniami.

A.G. A jak się ma u nas ochrona środowiska?

A.M. Ochrona środowiska przyjmuje  czasem zaskakujące formy. Nie tylko w Polsce rozwinął się już nawet specyficzny „przemysł” wyciągania pieniędzy od inwestorów przez różne pseudoekologiczne kluby i stowarzyszenia działających dla własnych korzyści. Każdy taki przypadek sprawia, że prawdziwe potrzeby ochrony przyrody przykrywa coraz powszechniejsza opinia o „ekooszołomach” i cwaniakach. Jestem z wykształcenia inżynierem i wiem, że nie ma działalności człowieka nie ingerującej i nie zmieniającej przyrody. Nawet przy tych tak pożądanych odnawialnych źródłach energii. Dbajmy więc o przyrodę bez strachu, ale z rozwagą. Jak mawiał  pan hrabia Fredro  –„ znaj proporcją, mocium panie”.

A.G.To może o czymś weselszym. Wiem, że miał Pan wesołe przygody jako kibic na stadionach. Proszę opowiedzieć jedną z anegdot.

A.M. A może nie być „motorowa”? W 1975 roku pierwszy i jedyny raz byłem w Moskwie – na krótkiej praktyce dyplomowej z grupą kolegów elektroników z PG (starałem się o wyjazd do Armenii, do Erewania, ale średnia ocen była za niska…). Poszliśmy sobie na mecz jakiejś rosyjskiej drużyny z Araratem Erewań. Siedzimy na stadionie na Łużnikach, w sektorze jakoś pustawo, mecz ma się zaczynać i nagle z przejścia wyłania się tłum zarośniętych, smagłych facetów z dzikim błyskiem w oczach. Rozsiadają się w „naszym” sektorze i zaczynają doping dla Araratu. Raz krzyczą jedno, raz co innego. Jasne, że my wolimy, żeby wygrali ci z Armenii, więc też zaczynamy krzyczeć – wydaje nam się, że tak jak sąsiedzi . „Łup tur!.” I jeszcze: Ararat – łup tur!” I wtedy ci najbliżsi odwracają się do nas i mają mord na twarzach. Robi się głupio, kilku wstaje, podchodzi i krzyczy: – A wy atkuda? (skąd)? – My z Polszy.. – Z Polszy.. no charaszo – ale zapamiętajcie sobie: „ARARAT HUP TUR!!”  HUP TUR!!”   Nie „łup tur” ! Bo to znaczy coś przeciwnego!

Prawdę mówiąc to „łup tur” brzmiało nieco inaczej, ale już nie pamiętam. Skończyło się na paru flaszkach wspólnej biesiady – narodowego koniaku „Ararat” oczywiście.

A.G.To dowodzi jedynie, że rację mają Ci ,którzy uczą się obcych języków :-).  Ale poważnie, mieli Panowie sporo szczęścia , bo mogło to się skończyć paroma mocnymi kuksańcami.

A.M. I tu, Pani Aniu, jeszcze ciekawostka. Kilka dni temu zadzwoniłem do ambasady Armenii, bo po tylu latach nie byłem pewien tego prawidłowego „hup tur”. Poprosiłem o połączenie z jakimś kibicem piłkarskim. Miła pani sekretarka spełniła prośbę i za chwilę rozmawiałem z kimś, kto nie tylko z zapałem przez 20 minut opowiadał mi o wspaniałym klubie Ararat (już nie istniejącym, teraz są to jakieś dwie namiastki) , piłkarzach i trenerze z tamtych lat. Okazało się, że on też był na tym meczu!!! Potwierdził, że „ hup tur!” to jakby nasze „do boju” albo „naprzód” – ale dość nieprzyzwoite. A ten drugi okrzyk jest już absolutnie niecenzuralny, więc dyplomata nie powinien przez telefon go wymawiać.

\

Po tej rozmowie pomyślałem, że to dobrze, że tamci kibice wyznawali jednak zasadę – najpierw pytaj, potem bij….

A.G. A potem koniak razem pij 🙂 Wiem też ,że bardzo lubi Pan konie. Jeden z pana filmów to „Grubasy z Powiśla”. Mowa jest tam o koniu sztumskim. Czy w zestawieniu przyrody i motoryzacji wybiera Pan konia naturalnego czy mechanicznego?

A.M. Parę lat temu pewien portal motoryzacyjny ścigacz.pl  skonfrontował konia rekreacyjnego  z motocyklem crossowym. W sumie wygrały konie mechaniczne, chociaż amazonka tłumaczyła się, że w swoim koniu nie mogła odnaleźć skrzyni biegów. Przyjmuję ten argument z pokorą.

A.G. A może to była automatyczna skrzynia biegów?

A.M. (śmiech) A pozwoli mi pani jeszcze na dwie krótkie końskie historie? Po oczach widzę, że tak!  A zatem – jedna wiąże się z MŚ w motocrossie w Kolibkach. Wtedy gdyńska straż miejska miała patrole konne. Jako między innymi spiker zawodów zacząłem wywiad z komendantem. Koniowi to się chyba nie spodobało (może był zazdrosny) i po niedługiej chwili nastąpił mi na stopę. Komendant na siodle ze swadą opowiadał, mnie skręcało z bólu, jednak wstydziłem się przerwać rozmowę słyszaną w głośnikach na torze. Dałem koniowi lekko „z bara” ale odniosłem wrażenie, że gdyby mógł, to by się roześmiał. Po paru minutach koń i komendant z godnością się oddalili, a ja na oczach kibiców ze strachem zacząłem ściągać adidasa, bo stopa była nie tylko rozpalona, ale i trochę wilgotna. Krwi w bucie jednak nie było, za to przez wiele dni miałem siniaka w kształcie podkowy.

Dużo milej wspominam bliskie spotkanie  w 1991 roku z koniem policyjnym z Waszyngtonu. Przed Białym Domem trwała liczna pikieta pacyfistyczna (od kilku dni była wojna w Kuwejcie). Odchodziliśmy już  z kolegą przez pobliski skwerek, mijaliśmy rozproszonych konnych policjantów, kiedy jeden zapytał mnie: Hey, you!  Skąd jesteś?  – Z Polski. – Z Polski… Aha… A lubisz konie?  – No.. tak, lubię. – To potrzymaj mojego przez chwilę. 

Po czym pan policjant zeskoczył z siodła i oddalił się szybkim krokiem w kierunku czegoś, co przypominało dzisiejszego toi-toia…. Na zdjęciu, które zrobił mi wtedy kolega, do dziś widzę w oczach patrzącego na mnie konia jedno wielkie pytanie: WTF???

Nigdy żaden znajomy koń mechaniczny nie był zdolny do takiej subtelności…

A.G. Świetne opowieści, dobrym pomysłem byłoby wydanie jakiś wspomnień, jest co opowiadać. Jako dziennikarz przeżył Pan wiele wesołych  historii. A jak już jesteśmy w kręgu dziennikarstwa to powiem, bez żadnej kokieterii ,że to co w Panu cenię to zanikające , niestety nie tylko w  naszym kraju,  uczciwe, rzetelne i profesjonalne dziennikarstwo. Czy rzeczywiście zawód ten schodzi na tzw. psy?

24h Le Mans 2010 kabina komentatorska

A.M. Pani Aniu, pani sprawia, że się rumienię. Anim taki kryształ, anim taki złoty. Faktem jest jednak, że wiele starych zawodowych zasad już legło w gruzach, albo właśnie popada w ruinę. Jest zatrważający brak odpowiedzialności za słowo. Zaludniająca portale internetowe i takież wydania gazet „gimbaza” nie zna języka polskiego, chociaż jest głównie po kierunkach humanistycznych. Właściwie można odnieść wrażenie, że nie zna niczego. Dominuje dziennikarstwo „tyczki od mikrofonu” albo komiwojażera wciskającego odbiorcy jedyny słuszny pogląd na produkt, który właściciel redakcji właśnie kupił i  promuje albo tego chce reklamodawca. To niestety można zauważyć także w sportowej żurnalistyce.

A.G. Czasami jak słucham wywiadów w telewizji to mam wrażenie ,że nie jest to rozmowa a monolog i właściwie gość to trochę przeszkadza, ale musi być, bo inaczej nie byłoby wywiadu…. Jeśli dziennikarz wypowiada jedyne słuszne kwestie i nie słucha wypowiedzi lub nie daje  się wypowiedzieć to jest nie tylko irytujące ale dowodzi braku  warsztatu i profesjonalizmu. Jakiej porady udzieliłby Pan nowo upieczonym dziennikarzom?

A.M. Co radzić czeladnikom dziennikarstwa? Myślcie o tym, jakie konsekwencje może ponieść osoba, która właśnie stoi przed wami, którą opisujecie. Konsekwencje waszego ewentualnego niedbalstwa, wody sodowej,niewiedzy. Sąsiedzi, znajomi, internauci  najczęściej tylko czekają na żer. Miejcie w sobie pokorę dla prawdy zamiast buty panów świata, którzy właśnie napisali swój piąty tekst w życiu i zaraz pójdą na piwo.

Poszukajcie wśród starszych koleżanek i kolegów w swoich redakcjach tych, którzy jeszcze wyznają jakieś zasady. Wierzę, że na dłuższą metę to się wam opłaci.

A.G. I tym przesłaniem  kończymy część drugą wywiadu. Bardzo dziękuję, cieszę się, że dał  Pan się namówić na rozmowę i mam nadzieję, że nie będzie to ostatni  wywiad z Panem! 

 

4 komentarze

  1. Artur Baraniecki /

    Druga część jeszcze bardziej ciekawa, nie wiedziałem ,że Pan Andrzej zajmuje się przyrodą i ekologią. Pozdrawiam i czekam na inne niesztampowe artykuły!

  2. Andix /

    Mądry człowiek- mądry wywiad. Niestety ilości lajków i komentarzy widać ,jak społeczeństwo stacza się intelektualnie……

  3. Karol /

    Ciekawy wywiad ! Niestety zgadzam się z Andixem…

  4. Tego szukałem:)